wtorek, 22 lutego 2011

Zakopane i Żelazko

Jesteśmy po kolejnym zgrupowaniu w Zakopanem. To już trzecie tej zimy i wcale mi się nie nudziło. Jak już wspominałem, najpierw byłem blisko tydzień wraz z rodzinką u Kowalskich, a później z "moją drugą rodzinką" :) , 11 dni w WOSzKu na Groniku. Ten pierwszy tydzień był w miarę spokojny, ale jak już do mnie dołączyli Bigos i Rutkowski to się zaczęło solidne bieganie. Było już sporo dni z przysłowiową "3 z przodu" i o dziwo bardzo łatwo mi to przychodziło. Zaczęliśmy w końcu też biegać jakieś tempa i od razu widać, że nie biegałem na dużych prędkościach od dłuższego czasu. Jak mówi nasz "łysy czarodziej"...."spokojnie mamy czas - wszystko idzie z planem...". Spodziewam się nagłego przyspieszenia na tym ostatnim zgrupowaniu w marcu:)

Prosto z Zakopanego wstąpiliśmy niejako po drodze na kilka treningów w lasach Jury. Zawsze tam biegam z przyjemnością, a skoro nie było tam śniegu, nie mogliśmy sobie odpuścić kilku ostrych treningów.




W czwartek popołudniu biegaliśmy midelek. Niestety pod koniec biegu zaczynało się już ściemniać i nie wszystkim udało się do końca utrzymać prędkości startowe. Gdyby ktoś ma ochotę na obejrzenie filmiku z przebiegami z tego treningu, to zapraszam na blog Rina.


Piątek to kolejny start kontrolny - tym razem bieg klasyczny. Niestety mi nie udało się tego treningu polatać, bo po jeździe terenowej w lesie musiałem szukać w okolicy mechanika :) Pobiegałem sobie tylko chwilkę po drogach i po lesie, ale za to wieczorem z przyjemnością wybrałem się z Bigosem i Dudusiem  na trening nocny. Tym razem było na spokojnie, bo chłopakom poranna trasa plus dobiegi ukulała ok 20km.

Na sobotę rano zaplanowany mieliśmy wspólny start. Nie sililiśmy się na jakąś szczególną ilość rozbić, bo założeniem było pobiegać razem na dużych prędkościach. Ja ze swojego biegu jestem nawet zadowolony. Oczywiście - jak to zazwyczaj w tym okresie bywa - wszystko w lesie mnie rozpraszało i wydawało mi się, że wszystkie witki w lesie "waliły w pysk" właśnie mnie. Zdarzył się także mały dysk. Miałem wrażenie, że nie dobiegłem jeszcze do właściwego miejsca ( tak w istocie było ), a już skręciłem w kierunku kolejnego i dalej w drogę. No ale przecież to miało być mocne bieganie. więc nie chciałem zwalniać tempa na poszukiwania :)

2 komentarze:

Wojciech Kowalski pisze...

zarabiste treningi na mapie. jak lysy wam punkty stawial to w ogole respect!

Banach Robert pisze...

niestety Rutki -choć miał z nami tam być - musiał wracać do Poznania. Na szczęście z pomocą przyszedł nam Włodek Dyzio i ekipa z Wawelu, którzy podczas swojego zgrupowania postawili punkty i dla nas.